tichy tichy
133
BLOG

o porywaniu

tichy tichy Kultura Obserwuj notkę 12

Zacząłem pisać komentarz do esejów Józefa "Matematyka może być piękna" i kuzynki.edyty "Matematyka - komentarz bardzo subiektywny" - ale zostałem porwany przez wspomnienia, które pożarły wątek.   

Tak, ta historia o porwaniu klasy przez nauczycielkę jest... porywająca. Umieć porwać - to coś pięknego, dać się porwać - jeszcze piękniej.

Bo porwanie - to efekt domina, nauczyciel jedynie popycha pierwszy kamień, reszta kamieni popycha się sama.



Przeglądam swoje klasy, patrząc z obu stron stołu - wiele porwań widzę, ale przeważnie częściowych. To znaczy, dotyczą tylko pewnej grupy, wręcz grupki.  Zarazem są tacy, którzy nie dają się, nawet nie chcą dać się porwać.

Najmocniej tego efektu porwania doznałem w szkole na polskim. Też w klasie maturalnej, też przyszła nowa nauczycielka. Poprzednia pani była bardzo dobra, tyle że lekcje podporządkowane były "kulturze jedynie słusznej odpowiedzi", wręcz "kultowi odpowiedzi". Trzeba było odpowiadać, pisać wypracowania i zadania domowe tak, by zgadzały się z zapisem podręczników lub podyktowanych lekcji. Lekcje były świetnie opracowane, i daleko wykraczały poza szkolny tekst.

Szło mi raz lepiej, raz gorzej.

Przypadkowo odkryłem czym te świetne lekcje były inspirowane. Moi Rodzice wciąż jeszcze się kształcili. Mama robiła zaocznie maturę, potem studia, gdy byłem już w liceum. Uczyła się z książek Krzyżanowskiego. Książki te stały na półce, ja zaś w manii czytania wszystkiego trafiłem i na nie. Od tej pory polski szedł mi jak z płatka, nawet stałem się ulubieńcem pani profesorki - zawsze znałem tę jedną jedyną słuszną odpowiedź.  A to, że bywała niezgodna z tym, co naprawdę myślałem...

Poniższą metaforę zaczerpnąłem z notki hazelharda, w której sformułowanie -"kultura odpowiedzi" - odczytałem ze świadomym błędem.


Esencję "kultu odpowiedzi" ilustrują dyskusje, inicjowane (zgodnie z programem) i kontrolowane przez panią. Klasa się wypowiadała, wręcz kłóciła, nawet zażarcie, z wypiekami. Pani zgrabnie kierowała dyskusją, dbając o kulturę, a jakże, i żeby było po kolei. Żadnej cenzury (co za PRL było czymś znaczącym). Potem następowało podsumowanie. Pani wyjaśniała, że jest tak i tak, obowiązuje taka a taka wykładnia. Wtedy ci, którzy w dyskusji zajmowali stanowisko do niej  zbliżone lub wiedzieli, jakie powinno było być, z satysfakcją - wręcz z wytykaniem palcami - wołali do pokonanych - tych z poglądami nietrafnymi - "a widzisz!" (raczej - "ale żeś dał ciała", "aleś głupia!", lub podobnie). Pani stawiała oceny, piatki, czwórki, i trójki (uczciwie - trójki tym co nie zabierali głosu, czwórki przegranym, zaś piątki wygranym).

Koło historii się obróciło, i przyszła nowa nauczycielka. Pierwsze wypracowania, pierwsze stopnie - pierwszy szok.

Albowiem, uprzednio - im kwieciściej, tym lepiej. Oczywiście, ortografia i gramatyka była bezwględnie wymagana. Im więcej stron, tym wyższy stopień. A tu nagle, taki Z., który notorycznie dostawał dwóje za półstronicowe wypociny - tak je poprzednia pani nazywała, głośno i publicznie,  dostał pięć, zaś grupa poprzednich prymusów, wliczając niżej podpisanego - lufy. Z. napisał pięć zdań, w których wszystko, co można było powiedzieć, zostało powiedziane. Reszta - lufy za wodolejstwo i nietrzymanie się tematu.

Dyskusje odbywały się też (mocą obowiązujących zaleceń programowych). Po zakończeniu pierwszej - wszyscy czekają na werdykt... Pani zaś dziękuje i chwali za udział, wpisuje do dziennika piątki wszystkim aktywnym i dwóje cicho siedzącym.  Wychodzi, czemuś zadowolona. Klasa w szoku - gdzie konkluzja, gdzie odpowiedź, kto miał rację? Dyskusja wszczyna się na nowo, nikt nie dba o przerwę, nie zauważają, że następna lekcja się zaczęła. Nauczyciel nie jest w stanie jej prowadzić, bo nikt na niego nie zwraca uwagi.
 

tichy
O mnie tichy

tichy jaki jest każdy widzi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura